sobota, 12 stycznia 2019

2



*Lis*
Usiadłem gwałtownie, gdy zostałem brutalnie obudzony przez dźwięk budzika, który był głośniejszy i bardziej złowieszczy niż Niemcy w czasie wojny. Żeby nie musieć słuchać tej potwornej melodii wygrzebałem telefon z łóżka i wyłączyłem alarm, spoglądając jednocześnie na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Została mi godzina do rozpoczęcia zajęć, co oznaczało, że moja znajoma z pracy, Felicja Ciesielska, wparuje do domu za niecałe pół godziny.
Na stojącym obok mojego łóżka stoliku położyłem wieczorem okulary, tam też ich zacząłem szukać. Już po chwili mogłem je przetrzeć kawałkiem materiału, a następnie założyć na nos. Świat stał się wyraźny, tak samo jak bałagan panujący w mojej sypialni. Wszędzie leżały książki, mapy i opakowania po jedzeniu. Ubrania zakrywały dywan, a wśród nich spoczywała porzucona gitara.
Ignorując to wszystko wstałem z łóżka zakładając papcie na bose stopy. Skierowałem się do kuchni, gdzie wygrzebałem mój ukochany kubek i nasypałem do niego kawy. W czasie gdy woda się gotowała, pochowałem do torby książki do historii oraz prace moich uczniów. Zawsze dziwiło mnie to, że tak zdolni ludzie zawsze mają problem na moich testach, które nie należały do najtrudniejszych.
Moje przemyślenia przerwało gwałtowne pukanie do drzwi. Szybko je otworzyłem, a do mojego domu wpadła niewiele starsza ode mnie wysoka, czarnowłosa dziewczyna, posiadająca duże oczy w kolorze morza. Felicja. Zamknąłem za nią drzwi a ona rozgościła się w kuchni.
-Sprawdziłam kartkówki mojej głupiej klasy i wyobrażasz sobie, że żaden z tych małych potworów nie napisał nic o dłoniach Wokulskiego?- Wyżaliła się.
Zapomniałem wspomnieć, że Felicja uczyła języka polskiego i była wychowawczynią klasy maturalniej. Oba te fakty sprawiały, że czasem trudno mi było ją zrozumieć. W sumie to rzadko kiedy ją rozumiałem, ale łączyła nas więź na innym poziomie. To właśnie ta zafascynowana fikcyjnymi bohaterami wariatka pomogła mi się zaklimatyzować w nowej pracy i zawsze mogłem liczyć na jej pomoc, czy to w życiu zawodowym, czy poza szkołą. Gdy okazało się, że mieszkamy blisko siebie, zaproponowała mi transport do szkoły w dni, kiedy pracę rozpoczynaliśmy o tej samej godzinie. Takim oto sposobem w poniedziałki, wtorki i piątki Felicja zjawiała się rano u mnie w mieszkaniu, razem jedliśmy zrobione przeze mnie śniadanie, a następnie jej niewielkim samochodem udawaliśmy się do pracy. Był to uczciwy i pasujący obu stronom układ.
-Ja sprawdziłem ich prace z mojego przedmiotu.- Powiedziałem, stawiając przed nią talerz z kanapkami, które ona natychniast zaczęła pożerać, jakby była Rosją a jedzenie Polską. -Poszło im okropnie jak zawsze. Mam wrażenie, że nie traktują mojego przedmiotu poważnie.
Przełknęła kanapkę, popiła sokiem i spojrzała na mnie poważnym wzrokiem.
-Oni po prostu nie wiedzą, że zaraz matura. Zostało im mniej niż rok czasu. Jest już październik. Ale oni tego nie rozumieją. Co roku to samo.- Wyszeptała ze smutkiem, jednak po chwili jej twarz się rozpogodziła. -Ktoś musi im przemówić do rozsądku. Ktoś kogo szanują i posłuchają. Zrobisz to dla mnie, prawda?
Zamarłem. Przecież dopiero co ustaliliśmy, że nie cieszę się u uczniów zbyt wielkim szacunkiem, a tu nagle czarnowłosa prosi o taką rzecz. Zaśmiałem się szyderczo.
-Jasne, a potem przekonam ich do ubrania czarnych koszul i razem ruszymy na Rzym. Nie ma szans, Feli.- Sprowadziłem ją na ziemię, albo przynajmniej próbowałem. Była trudnym przeciwnikiem.
Położyła mi dłoń na ramieniu, przerywając przy tym picie kawy.
-Ciekawi ich to, w jaki sposób prowadzisz swoje lekcje. Dodatkowo dziewczyny uważają, że jesteś uroczy, a chłopcy szanują fakt, że zawsze jesteś sprawiedliwy. Czasem odwrotnie, niektórzy chłopcy też się rumienią na twój widok.- Powiedziała, na co poczułem, że moja twarz się czerwieni. -Jeśli ktoś ma ich naprostować, to ty.
Mruknąłem coś o tym, że spróbuję i dokończyłem picie kawy. Gdy skończyłem zabrałem się do mycia kubka i talerza po kanapkach które pochłonęła Felicja. Następnie musiałem się ubrać, piżama wydawała się nie być dobrym strojem dla nauczyciela. Po chwili miałem na sobie czarne jeansy, biały, luźny podkoszulek z nadrukiem mojego ulubionego obrazu i czarne skarpetki ze szkieletami. Pozostawała jedynie kwestia wyboru między bordową bluzą z kapturem a zielonym swetrem.
-Ubierz bluzę.- Podpowiedziała Felicja wchodząc do mojej sypialni.
Usiadła na moim łóżku pijąc sok pomarańczowy. Kupiłem go tylko dlatego, że czarnowłosa była jego największą fanką.
-Ubierz bluzę. Będzie widać twoją koszulkę. A sweter pewnie miałeś na sobie wczoraj. No i przez resztę życia. Czy ty się urodziłeś w tym swetrze?- Zażartowała.
Posłuchałem jej rady i założyłem na siebie bluzę.
-Nie miałem wczoraj swetra.- Poprawiłem ją. -Ubrałem fioletową koszulę.
Zaczęła się śmiać i powiedziała:
-Fioletowa koszula, ale to męskie. Chciałeś podkreślić, że nie ważne co ubierzesz to nie jesteś już Marianną? Poznał cię tam ktoś na tym zlocie?- Spytała poważniejąc.
Westchnąłem.
-Nie siedziałem tam długo.- Przyznałem.- Eliza na wstępie mi powiedziała, że wolałaby, żebym bie przychodził. Rozmawiałem tylko z nią i z Leonem.
Oczy mojej koleżanki z pracy się rozszerzyły, sok przestał być dla niej ważny. Chociaż nie, nie było takiej siły, która by zmieniła jej uczucia wobec tego napoju.
-Z tym Leonem?- Upewniła się.- Poznał cię?
Pokiwałem głową, po czym wyjaśniłem:
-Wylałem na niego kawę a on spytał mnie czy jestem Marianną. Poprawiłem go. Rozmawialiśmy o tamtej nocy i wtedy on powiedział mi, że zrobił to ze mną tylko dlatego, że chciał się upewnić, że jest gejem.- Gdy to mówiłem, głos mi się odrobinę załamał.
Zanim w moich oczach pojawiły się łzy, Felicja szybko mnie do siebie przytuliła. Pozwiliłem jej na to, w jej objęciach czułem się bezpiecznie. Głaszcząc mnie po głowie zadała pytanie, które pewnie cisnęło jej się na usta od rana:
-Nie powiedziałeś mu, że już wtedy coś do niego czułeś?
-Jak to miało wyglądać? O, Leon, jesteś gejem? To super, bo ja uznałem, że jestem jednak facetem ale i tak mi się podobasz? I może jeszcze do tego zaproponować mu powtórkę z tamtej nocy? Na pewno byłby zadowolony.- Warknąłem, ale zaraz westchnąłem i się uspokoiłem.- Przepraszam, ty przecież nic złego nie zrobiłaś. Jedźmy już do szkoły.
Oboje ubraliśmy buty i ruszyliśmy bez słowa do jej samochodu. Oczywiście Felicja kierowała, ja nie widziałem sensu w robieniu prawa jazdy. Przerażała mnie wizja prowadzenia samochodu. Autobusy przecież też były fajną opcją. Albo spacer, nawet w deszczu, tak jak wczoraj.
Nawet nie zauważyłem kiedy dojechaliśmy pod znienawidzony przez uczniów budynek. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę pokoju nauczycielskiego.
-Z kim masz pierwszą lekcję?- Spytała.
Chwilę mi zajęło przypomnienie sobie mojego planu zajęć, ale udało się.
-Z twoją klasą. Pewnie nie przyjdzie zbyt wiele osób. Jest poniedziałek rano i do tego lekcja historii.- Powiedziałem.
Jako że nie potrzebowałem niczego to pod pokojem nauczycielskim życzyłem mojej koleżance powodzenia, po czym udałem się pod klasę historyczną. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, kładąc torbę pod tablicą. Usiadłem przy biurku i spojrzałem się w okno zastanawiając się nad tym, w jaki sposób mogę spełnić prośbę czarnowłosej. Nie usłyszałem dzwonka, więc uczniowie wchodzący do klasy mnie zaskoczyli, jednak nie poruszyłem się. Dopiero gdy wszyscy zajęli swoje miejsca podniosłem na nich wzrok i wstałem. Powoli chodziłem między ławkami, a oni bacznie obserwowali każdy mój ruch. Po trzech minutach jedna z bystrzejszych uczennic nie wytrzymała i podniosła rękę, jednocześnie zadając pytanie:
-Proszę pana, czy coś się stało?
Zatrzymałem się i spojrzałem na nią. Niska, fioletowowłosa Kamila. Liderka klasy, która co roku jakimś cudem miała świadectwo ozdobione czerwonym paskiem.
-Pytasz, czy coś się stało?- Powtórzyłem głosem pozbawionym emocji.
Poruszyła się nerwowo na krześle, a w klasie zapanowała grobowa cisza. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę i zatrzymałem się przy jej ławce.
-Tak, zachowuje się pan lekko niepokojąco.- Wyjaśniła jąkając się.
Westchnąłem, odwróciłem się od niej i ponownie usiadłem przy biurku.
-Dzisiaj nie będzie historii.- Oznajmiłem, na co klasa nagle się obudziła, protestując.
Przekrzykiwali się, próbując się dowiedzieć z jakiego powodu. Ponownie Kamila przejęła dowodzenie uciszając wszystkich. Gdy jej się to udało wstała i jeszcze raz zwróciła się do mnie.
-Czy źle się pan czuje? Mam może zawołać pielęgniarkę?- Dopytywała.
Machnąłem lekcewarząco ręką.
-Pielęgniarka tu nie pomoże, to coś poważniejszego.- Powiedziałem nadal nie pokazując im emocji.
Wymienili między sobą zdumione i zmartwione spojrzenia.
-Źle się czuję, bo wasza wychowawczyni nie daje sobie z wami rady. Ba, żaden nauczyciel nie potrafi nakłonić was do współpracy. Sprawdziłem wczoraj wasze prace. Rozumiecie to? Wyszedłem wcześniej z bardzo ważnego spotkania tylko po to, żeby się dowiedzieć, że macie mnie po prostu gdzieś i nie jesteście w stanie nawet zajrzeć do zeszytu przez lekcją, o ile zeszyt posiadacie.- Wyjaśniłem.
-Proszę pana, my przepraszamy.- Kamila próbowała ratować honor klasy, ale przerwałem jej podniesioną ręką.
-Teraz ja mówię. Wyobraźcie sobie, że za każdym razem okłamujecie wszystkich dookoła siebie. Rodziców, nauczycieli, kolegów, siebie samych. Co sprawdzian mówicie, że umiecie, albo że coś tam udało wam się zapamiętać.- Chcieli zaprotestować, jednak nie dałem im dojść do głosu.- Wyobraźcie sobie związek dwojga ludzi. Jednego z nich nazwijmy Maturzysta, drugiego Matura. Jeśli Maturzysta będzie okłamywał Maturę, to jak myślicie, ten związek będzie udany?
Pokręcili głowami.
-A z drugiej strony, jeśli Matura nagle zacznie wymagać od Maturzysty czegoś, czego on nie umie zrobić, to czy Maturzysta da radę czy się podda?-Zadałem kolejne pytanie.
Ty zdanie klasy było podzielone, ale jeszcze nie to było tym, do czego zmierzałem.
-Więc co muszą zrobić, żeby każdy z nich był zadowolony?- Zapytał klasowy dres siedzący przy oknie.
Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że w końcu ktoś musi na to wpaść. Wstałem, wziąłem kredę w dłoń i napisałem na tablicy drukowanymi literami słowo "związek", a pod nim pytanie "jak się przygotować?".
-Moi drodzy, jak przygotowujecie się do bycia z kimś w związku?- Zapytałem.
-Dowiadujemy się czegoś o tej osobie.
-Musimy tego kogoś kochać i on musi kochać nas.
-Musimy zaakceptować wady i zalety tej osoby i się jakoś dogadać.
Każdą z tych odpowiedzi zapisałem na tablicy szczęśliwy, że w końcu zaczęli współpracować. Gdy skończyłem, odwróciłem się do nich.
-Wyjaśnijcie mi, moi drodzy, dlaczego w takim razie nie podejdziecie w ten sposób do matury?- Doszedłem do sedna sprawy.
Zapadła cisza, słyszałem ich oddechy, widziałem poczucie winy na ich twarzach. Jednak oczywiście, jak w każdej klasie i tu znalazła się grupa buntowników.
-Panu łatwo tak mówić, porównywać maturę do związku. Ale szczerze mówiąc, to wolę nie mieć matury niż tak jak pan skończyć sam, bez nikogo. Co, sypia pan ze swoim świadectwem maturalnym? Macie psa i dzieci?- Zapytał zdenerwowany Teodor, członek szkolnej drużyny piłkarskiej.
Przyznam, że trochę mnie to zabolało, że jestem w ten sposób odbierany. Jednak nie mogłem tego pokazać po sobie, musiałem rówież zwrócić uwagę złośliwemu uczniowi.
-Teodor, jeszcze jeden taki tekst w moim kierunku, a obiecuję ci, że spotkamy się u dyrektora.- Powiedziałem spokojnie.- Jestem twoim nauczycielem i masz mieć do mnie szacunek.
Po jego twarzy widziałem, że stracił kontrolę nad sobą i przygotowałem się na kolejną zaczepkę z jego strony. Nie zdziwiłem się, gdy zaczął się śmiać. Nie zdziwiłem się, gdy dołączyło do niego trzech jego kumpli. Ale nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak bardzo trzeba być niedojrzałym, żeby mówić do kogoś w taki sposób, w jaki on następnie zwrócił się do mnie.
-Szacunek?- Zapytał ze śmiechem.- Do takiego pedała jak pan nie mam szacunku, nawet na akceptację z mojej strony nie może pan liczyć.
Czasem bardziej niż poniedziałków i końca unii polsko-litewskiej nienawidziłem faktu, że jestem tak drobny i niski, a do tego młody. Moja postawa nie budziła respektu, czego owoce miałem teraz przed sobą.
-Kamila, moja droga, idź proszę po dyrektora.- Poleciłem uczennicy.
Ona szybko wybiegła z ławki i ruszyła do gabinetu mojego szefa.
-Co, jemu też pan dupy dawał?- Ciągnął Teodor, ale tym razem już nikt się nie śmiał przez jego żart. Zrozumieli, że sytuacja stała się poważna.
Po chwili do klasy wszedł dyrektor Olejnik w towarzystwie Kamili, która musiała mu wszystko po drodze wyjaśnić, ponieważ od razu zawołał do siebie przeszkadzającego mi w prowadzeniu lekcji ucznia. Ten niechętnie wstał i wyszedł z klasy.
-Panie Lisowski, pana również proszę ze mną.- Powiedział pan Olejnik.
-Dobrze panie dyrektorze. -Zwróciłem się do klasy.- Lekcja skończona. Liczę, że zmienicie swoje podejście do matury.
Sprawa została wyjaśniona w ten sposób, że Teodor dostał naganę od dyrektora i nakaz publicznego przeproszenia mnie, co przyjąłem niezbyt entuzjastycznie. Wolałbym po prostu zapomnieć o tej sytuacji. Na przerwie aby trochę ochłonąć zaszyłem się w pokoju nauczycielskim, jednak nie było mi dane długo cieszyć się ciszą i spokojem, ponieważ już po chwili wpadła tam Felicja, wraz z Adrianem Skorupą, który był nauczycielem wychowania fizycznego i chemiczką, Justyną Paluch. Ta ostatnia zamknęła za sobą drzwi.
-Słyszeliśmy co się stało na twojej lekcji.- Zaczął Adrian.
Był on wysokim blondynem, z krótko obciętymi włosami i brązowymi oczami. Jak przystało na sportowca był umięśniony, po pracy chodził na siłownię i grał w koszykówkę.
-Sprawa na szczęście już się rozwiązała.- Uspokoiłem ich.
Byłem najmłodszy z całego grona pedagogicznego i czasem czułem się tak, jakby ta trójka traktowała mnie jak swojego młodszego brata a nie współpracownika.
Justyna, ognistowłosa kobieta o intensywnym, zielonym spojrzeniu westchnęła i powiedziała:
-Te dzieciaki są coraz gorsze. Jeszcze chwila i zaczną nas jawnie prześladować.
Zrozumiałem, że przez nas miała na myśli mnie. Było to przykre, jako jedyny nie potrafiłem zapanować nad uczniami tylko z tego powodu, że chciałem być dla nich miły.
-Nie jest tak źle, to pierwszy taki przypadek. Ale nie powiem, było to równie przyjemne jak nieudane, polskie powstania.- Zmusiłem się do uśmiechu aby ich nie niepokoić.
Aby zmienić temat Adrian zapytał o moje wczorajsze spotkanie ze starymi znajomymi z klasy, kładąc nacisk na spotkanie z Leonem. Opowiedziałem mu wszystko, bo gdybym tego nie zrobił, to by mnie zamęczył. Przez to nie zauważyłem, kiedy do pokoju nauczycielskiego wszedł Patryk Marzec, nauczyciel wiedzy o społeczeństwie. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nienawiści.
-Słyszałem, że mój ulubiony uczeń ma przez ciebie problemy, za powiedzenie prawdy. Lepiej, żeby się to nie powtórzyło, bo szkoła może przestać być dla ciebie przyjaznym miejscem.- Warknął i wyszedł, zabierając potrzebne mu rzeczy.
-Niech ten dzień się już skończy.- Poprosiłem.
Adrian oczywiście natychmiast chciał ruszyć za Marcem, jednak go powstrzymałem mówiąc, że przecież nie chcemy tu robić powtórki z bitwy pod Grunwaldem. Zgodził się ze mną, a dalszą rozmowę przerwał nam dzwonek. Rozluźniłem się lekko, ponieważ miałem teraz w planie lekcję wychwawczą z moją klasą, licealną pierwszą "a". Mieliśmy się zając planowaniem wycieczki integracyjnej, która miała obejmować trzy dni przyszłego tygodnia. Każdy mówił, co chciałby zobaczyć w mieście do którego mieliśmy się udać i razem wybieraliśmy, które propozycje są najlepsze i najbardziej możliwe do zrealizowania. Lubiłem moją kasę, uczniowie byli spokojni i dobrze się uczyli. Byli rówież wspaniałymi ludźmi. Na początku roku oznajmiłem im, że są moją pierwszą klasą i że w niektórych kwestiach wychowawczych mogę wypaść gorzej, na co oni zadeklarowali, że zawsze mi chętnie pomogą.
Zauważyłem jednak, że atmosfera między nimi jest inna niż zawsze.
-Czy coś się stało, moi drodzy?- Spytałem, odkładając plany na wycieczkę na bok.
-Marysia i Hania się pokłóciły.- Powiedziała mi siedząca najbliżej mnie piegowata Zosia.
Spojrzałem na dwie pokłócone przyjaciółki. Rzeczywiście, ignorowały wzajemnie swoją obecność. Jako wychowawca musiałem się tym zająć. Okazało się, że dziewczyny pokłóciły się o to, że jedna okłamała drugą.
-Najlepszym rozwiązaniem dla was, jest rozmowa. Tylko obie musicie zachować spokój i być otwarte wzajemnie na swoje argumenty. I więcej się nie okłamujcie, to nie ma sensu. -Powiedziałem.
Reszta dnia w pracy upłynęła mi wyjątkowo spokojnie i szybko, już po godzinie trzynastej mogłem udać się do domu. Szedłem na nogach, a oczywiście padał deszcz. Po drodze wstąpiłem do księgarni, aby odebrać zamówione książki i przy okazji zrobiłem zakupy w sklepie spożywczym. Mieszkałem sam, więc wszystkie obowiązki domowe musiałem wykonywać osobiście.
Gdy w końcu dotarłem do domu byłem cały przemoczony i modliłem się, żeby nie dostać kataru. Wziąłem prysznic i przebrałem się w suche ubrania, po czym nie mając siły na nic rzuciłem się na łóżko. Wziąłem do ręki telefon i znalazłem numer do Leona.
"Dzisiejszy dzień był tak beznadziejny, że chyba nic nie jest w stanie poprawić mi humoru. A ty jak się trzymasz?"
Potrzebowałem rozmowy, tylko dlatego napisałem do niego wiadomość. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać.
"Co powiesz na wino? Mam dwie butelki w domu i mogę do ciebie wpaść."
Jego propozycja była bardzo kusząca, ale gdzieś z tyłu głowy pojawiły się myśli, że nie powinienem pić, bo jutro rano muszę wstać do pracy. Postanowiłem je zignorować, a Leonowi wysłałem mój adres. Już po dwudziestu minutach był w moim mieszkaniu. Najpierw przyjżał się mi, wtedy pożałowałem, że ubrałem tą ogromną koszulkę i dresy, a następnie mojemu mieszkaniu, a mi się przypomniało jak wielki syf w nim panuje.
-Przepraszam za bałagan, ale na prawdę nie mam już na nic siły.- Wyznałem, prowadząc go do salonu.
Usłyszałem za sobą jego śmiech. Położył butelki z winem na stole, po czym wyjął z reklamówki jeszcze wódkę.
-Właśnie po to tu jestem.- Powiedział.
Przeklinałem moją słabą głowę za to, że po niedługim czasie byłem kompletnie pijany. Mój towarzysz był bardziej trzeźwy ode mnie, ale do ideału i tak było mu daleko.
-Jakiś głupi dzieciak zwyzywał mnie dzisiaj od pedałów, czaisz?- Powiedziałem chwiejąc się lekko.- Mnie. Swojego wspaniałego nauczyciela. I przy całej klasie gadał, że daję dupy staremu dyrektorowi. Ja nie wiem, jak ja się jutro tej gównażerii pokarzę. Wstyd mi jest, Leon, wstyd.
Spojrzał na mnie zaskkczony.
-Dzieciak cię zwyzywał na lekcji?- Upewnił się.
-A mało tego po nim zrobił to inny nauczyciel, ale ten gnojek to mnie akurat interesuje tyle, co Polska Francję na drugiej wojnie.- Wyznałem, ale widziałem, że mnie nie rozumie, dodałem.- W sensie wcale. Tak jak ty się znasz na historii. Wcale.
Sięgnąłem po butelkę z alkoholem, ale Leon mnie powstrzymał. Spojrzałem na niego jak na wroga ludzkości, a przynajmniej miałem nadzieję, że moje spojrzenie tak wyglądało.
-Tobie już wystarczy.- Powiedział.
-O ty, ja tu cię zapraszam a ty chcesz pić beze mnie?- Oskarżyłem go.- Tak właśnie z wami jest, zawsze mnie wszyscy zostawiacie. Zawsze. Jak was potrzebuję to was nie ma. Jak człowiek chce się zabić to też nie ma go kto powstrzymać, jak się ma depresje to nikt nie pomoże, jak trzeba na leki pożyczyć to nie ma od kogo. Tylko jak nie ma u kogo pić albo ma się ochotę na seks to nagle jestem potrzebny.- Wymamrotałem niewyraźnie.
-Michał, jesteś pijany i gadasz głupoty. Chodź spać.- Próbował zmienić temat, zapewne aby ukryć poczucie winy.
Wyciągnąłem w jego kierunku palec wskazujący i kontynuowałem moją oświeconą przemowę.
-Ty jesteś taki sam jak wszyscy. Czego chcesz ode mnie tym razem, okupancie? Chcesz się do mnie dobrać? Już raz to zrobiłeś, a ja i tak jestem brudny i bezwartościowy. Okrutny zaborco, raz ci nie wystarczył?
W odpowiedzi westchnął i wziął mnie na ręce. Przeniósł mnie do mojej sypialni i położył na łóżku.
-Idź spać, Lisowski. Jutro praca.- Powtórzył, jakbym za pierwszym razem go nie zrozumiał.
-Będzie jak rozkażesz, okupancie, ale pójdziesz spać ze mną. Potrzebuję się przytulić, a ty jesteś taki wielki i miękki, że idealnie się do tego nadajesz.- Zarządałem.
Westchnął i położył się obok, a ja natychmiast się w niego wtuliłem. Zostałem obdarowany całusem w czoło, po czym niemal natychmiast usnąłem.

1


*Lew*

Westchnąłem po raz kolejny dzisiejszego poranka, choć tym razem odgłosowi towarzyszyła próba wybrania czegoś przyzwoitego z szafy pełnej ubrań. Moje zdenerwowanie z każdą kolejną minutą było coraz większe, a ja zaczynałem żałować, że nie wymyśliłem czegoś, żeby nie iść na to głupie spotkanie absolwentów, jakie wymyśliła sobie klasa z którą uczęszczałem do liceum. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego chcą się spotkać po tylu latach. Oni nigdy mnie nie obchodzili, a ja nigdy nie obchodziłem ich.

A jednak zdecydowałem się potwierdzić swoją obecność na tym zlocie. Prawdopodobnke po prostu chciałem tam udowodnić sobie, że oni są nie warci mojej uwagi, a im pokazać, że jestem bardziej wartościowy niż im się wydawało.

Zakładając na siebie czarny podkoszulek z nadrukowaną na nim szarą kobietą robotem rozmyślałem nad tym, co czeka mnie na miejscu. W końcu minęło już trochę ponad pięć lat odkąd widziałem ich wszystkich. Czy pozakładali rodziny? A może mają już dzieci?

Wkładając buty i zamykając mieszkanie na klucz próbowałem przypomnieć sobie imiona i nazwiska osób, które kiedyś widywałem codziennie, jednak przed twarzą widziałem tylko blond loki, a w mojej głowie była totalna pustka. Postanowiłem jednak się tym nie przejmować, byłem pewien, że inni też mnie nie pamiętają. Ta myśl mnie pocieszyła do tego stopnia, że wsiadając do samochodu postanowiłem zerknąć w lusterko, aby upewnić się, że wyglądam olśniewająco jak zawsze. Nie zawiodłem się. Brązowe włosy postawione na żel były seksowne i eleganckie jak zawsze, a czekoladowe oczy idealnie komponowały się z białymi zębami, jakie ukazywałem podczas uśmiechu. Brwi, które nie były ani za małe ani za duże również prezentowały się perfekcyjnie.

Zadowolony z siebie odpaliłem auto i włączyłem się do ruchu drogowego, pozwalając sobie na zrelaksowanie się przy ulubionej, mocnej muzyce. Poruszałem głową w rytm i śpiewałem wraz z wokalistą i dzięki temu nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się na miejscu. Jakaś szalona dziewczyna stwierdziła, że jej duży dom jest idealnym miejscem aby się spotkać w nim po latach.

Zaparkowałem samochód przy drodze i ruszyłem w stronę ładnego, brązowego domu z dużym ogrodem. Przez okna widziałem rozmawiających ze sobą ludzi i domyśliłem się, że jestem jedną z ostatnich osób, jakie dotarły. Jak zawsze, król musi mieć wielkie wejście.

Dotarłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem, a już po chwili otworzyła mi wysoka, ruda dziewczyna o ładnej twarzy i zielonych oczach. Przez chwilę mi się przyglądała, ale prawie natychmiast rozpoznała kim jestem.

-Leon? Leon Górecki?- Spytała uradowana.

Jej głos przypomniał mi kim ona jest. W szkole zawsze otaczał ją tłum koleżanek, a ona sama ubierała się ładnie i raczej skromnie i tak też się zachowywała. Z rudej gówniary wyrosła na piękną, młodą kobietę.

-Eliza Kania, prawda? -Spytałem.

Uśmiechnęła się do mnie pięknie i pokazała obrączkę założoną na palec.

-Właściwie to od niedawna Eliza Wróbel. -Poprawiła mnie.

Wiedziałem, że wszyscy oprócz mnie postanowili się ustatkować. Teraz tylko ja nie będę miał do opowiedzenia historii z mojego życia małżeńskiego, z tego tylko powodu, że ono nie istnieje.

-W takim razie gratuluję świeżej pani Wróbel i cieszę się twoim szczęściem. -Odparłem, przytulając kobietę.

Ona zaś zaprosiła mnie do środka i spytała, czy nie mam ochoty na kawę lub herbatę. Poprosiłem o to pierwsze i po chwili zgodnie z instrukcjami  gospodyni trafiłem do salonu z kubkiem zawierającym w sobie napój bogów, który miał mnie ostatecznie rozbudzić. Rozglądałem się po twarzach ludzi szukając kogoś, kogo potrafiłbym rozpoznać, jednak nie znalazłem osoby z którą chciałbym porozmawiać. Wszyscy wydawali mi się nudni i przeciętni.

Zrezygnowany próbowałem znaleźć jakieś wolne miejsce siedzące na jednej z wielu kanap i wtedy zauważyłem mojego starego kumpla z ławki, ruszyłem więc w jego stronę. Po chwili on też mnie zobaczył i jego twarz rozpromienił uśmiech. Pomachał w moją stronę, a ja mu odpowiedziałem tym samym. Już po chwili staliśmy obok siebie ściskając się i poklepując po plecach.

-Stary, normalnie wieki cię nie widziałem!- Zawołał po naszym przywitaniu. -Tęskniłeś?

Uśmiechnąłem się pod nosem. Za Konradem nie dało się nie tęsknić.

-Brakowało mi ciebie. Ej, a gdzie się podział twój czarny irokez? -Zapytałem zauważając zmianę na głowie młodego mężczyzny.

W odpowiedzi mój rozmówca udał, że ociera niewidzialną łzę po czym pokazał mi na telefonie swoje zdjęcie w karetce pogotowia.

-Zostałem ratownikiem medycznym, trzeba się jakoś prezentować. -Oznajmił. -A ty, co porabiasz w życiu?

-Jestem grafikiem komputerowym. -Pochwaliłem się.

Konrad wiedział, że to zajęcie było moim marzeniem już od dawna, więc bardzo ucieszył się, że udało mi się je spełnić. Jednak potem nasza rozmowa zeszła na inny temat. Bardzo niewygodny temat, o którym wolałem zapomnieć.

-Widziałeś się już może dzisiaj z... no wiesz z kim?- Spytał mój kolega niepewnie.

Westchnąłem i pokręciłem głową, potem jednak spojrzałem w niebieskie niczym niebo oczy Konrada.

-Myślisz, że tu jest? Albo, że przyjdzie?- Zadałem pytanie, które męczyło mnie od rana.

On jedynie uniósł ramiona w górę, pokazując tym gestem, że nie ma pojęcia jaka odpowiedź jest dobra na moje pytanie.

-Rozmawialiście od tamtej nocy?- Dopytywał się czarnowłosy.

Ponownie zaprzeczyłem, dodając, że z tą osobą nie miałem więcej żadnego kontaktu. Co nie oznacza, że go nie szukałem. Jednak zniknęła ona z mediów społecznościowych, a nikt nie wiedział, do jakiej szkoły poszła. Takim oto sposobem nasz pierwszy stosunek płciowy był też naszym ostatnim spotkaniem.

Konrad widząc, że zatonąłem we wspomnieniach pomachał mi dłonią przed twarzą, a gdy to nie pomogło dmuchnął mi do ucha. Dopiero wtedy oprzytomniałem.

-Chciałbym już o niej zapomnieć. Kogo interesuje przeszłość i historia? Rozpamiętywanie jej zostawię historykom. -Oznajmiłem uśmiechając się lekko.

-I bardzo dobrze, stary! Nie ma co się przejmować jakąś laską. Tego kwiatu jest pół świata, jak nie ta to inna i tego typu bzdury. -Żartował posiadacz niebieskich ślepi, aby rozluźnić nieco atmosferę.

Nie chciałem wyprowadzać go z błędu i informować o tym, że nie gustuję w kobietach. Taki wielki fan kobiecych piersi jak on mógłby tego nie zrozumieć, a ja nie miałem siły tłumaczyć. I do tego byłem pewien, że to jest nasze ostatnie spotkanie. Każdy przecież miał swoje życie, a spotkania takie jak te zajmowały zbyt wiele czasu, do tego były całkowicie zbędne. Byliśmy już w końcu dorośli, takie zabawy nie pasowały do grafików ludzi biznesu, zarobionych mam czy kochających mężów. 

-Masz rację. -Odpowiedziałem zamiast tego.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, a następnie Konrad wypatrzył w tłumie kogoś, z kim bardzo chciał porozmawiać. Najprawdopodobniej ten ktoś był ładny i posiadał duże piersi, ponieważ w oczach mojego dawnego kolegi z ławki błyszczały iskry podniecenia. Nie zatrzymywałem go i sam użyłem głupiej wymówki w stylu "toaleta".

Pozwoliłem sobie dokładniej przyjżeć się wystrojowi salonu i w duchu musiałem przyznać, że Eliza jest w tym dobra. Wszystko w pomieszczeniu do siebie pasowało, tworząc razem jedną, przytulną całość. To prawdopodobie była ta kobieca ręka, której brakowało w moim mieszkaniu. Podszedłem bliżej do znajdującego się na ścianie obrazu, który przedstawiał anioła. Postać ta miała długie blond włosy i płakała. Obejmowała się rękami, jakby chciała zniknąć z tego świata. Przypominało mi to zachowanie osoby, o której rozmawiałem wcześniej z Konradem.

Ciekawe, czy ten anioł też miał za sobą okropny seks i czy to dla tego płakał. Jej taki powód wystarczył, by zerwać ze mną kontakt na kilka lat. Zachowała się jak rozpieszczony dzieciak, który dowiaduje się, że prezenty na gwiazdkę są od rodziców a nie od grubasa z białą brodą.

Dla mnie tamta noc była jedynie ostatecznym testem dla mojej seksualności, a po wszystkim przestałem wmawiać sobie, że nie jestem gejem. Zrozumiałem, że nadal jestem sobą i to tak samo męskim, jak jeszcze przed zrozumieniem prawdy.

Od tych jakże głębokich myśli oderwał mnie głos Elizy, która postanowiła oficjalnie wszystkich przywitać.

-Cieszę się, że wszystkim udało się dotrzeć, co tylko pokazuje jak zżytą i zgraną klasą byliśmy. Choć minęło już tyle lat, to nic się nie zmieniliście, no poza Konradem i jego fryzurą.- Po słowach gospodyni rozległy się śmiechy. -Próbowałam namówić panią Bigosik, żeby do nas dołączyła, ale powiedziała, że ma nas tak bardzo dosyć po tych latach, jakie z nami spędziła, że nie chce nas więcej na oczy widzieć.

Na wspomnienie licealnej wychowawczyni na twarzy wszystkich pojawił się lekki strach. Faktycznie, pani Bigosik była potworem w ludzkiej skórze i aż dziwne było, że nie zabiła żadnego swojego klasowego wychowanka. Jednak wiadomo było, że często miała na to ochotę.

W tym momencie dotarło do mnie, że Eliza powiedziała, że na spotkanie dotarła cała nasza klasa. Rozejrzałem się po salonie. Ona też musiała gdzieś tu być. Chciałem, żeby mi wyjaśniła swoją reakcję z tamtej nocy, abym mógł pozbyć się tego poczucia winy. Ona musiała mnie upewnić w tym, że to, iż wykożystałem ją aby sprawdzić swoje seksualne upodobania, nie było niczym złym. Musiałem od niej usłyszeć, że się nie gniewa, bo przecież nic takiego się nie stało, że czerpała z tego przyjemność, a ja ją zaspokoiłem. Ona była powodem mojego pojawienia się tutaj, więc poniesie za to konsekwencje i się wytłumaczy. Bo jeśli tego nie zrobi, to nie wiem, jak ja sobie dam dalej radę. Nie potrafię dłużej ignorować poczucia winy i ciągle wracającej do mnie we śnie jej zapłakanej twarzy. Może ją bolało? Czy nie byłem wtedy delikatny? Bez niej się tego nie dowiem, co oznacza, że muszę ją odnaleźć.

Eliza przestała przemawiać i wszyscy wrócili do wcześniej prowadzonych rozmów. Ja sam ostatni raz spojrzałem na obraz płaczącego anioła i odwróciłem się aby odejść. Jednak gdy tylko ruszyłem przed siebie poczułem, że ktoś na mnie wpada, a następnie na mojej koszulce znalazła się kawa tej osoby.

-Przepraszam! Nie zauważyłem cię i oczywiście nawet nie potrafię przejść jednej długości pokoju bez rozlewania kawy. Poczekaj, gdzieś tu mam chusteczki, zaraz to szybko wytrę. Na szczęście kawa była już prawie zimna, więc cię nie zraniłem. Ale i tak błagam o wybaczenie.

Spojrzałem na sprawcę zamachu na moją koszulkę i poczułem, nagłe olśnienie na widok blond włosów sięgających tej niskiej osobie do brody. Gdy tylko mój rozmówca znalazł chusteczki podniósł wzrok na mnie, a nasze spojrzenia się spotkały. Widziałem przed sobą tylko te zielone oczy, tym razem pozbawione łez. Nie mogłem uwierzyć, że ze wszystkich osób wpadłem akurat na nią. Czy rozmowa była nam przeznaczona?

-Marianna? -Spytałem, ale już wtedy wiedziałem, że w jej obrazie coś mi nie pasuje.

Przyjżałem się jej i zauważyłem całkowity brak wcześniej delikatnie zarysowanych piersi. Również głos Marianny był niższy. Dodatkowo ubrana była w męskie ciuchy, a jej długie włosy były już tylko wspomnieniem. Dziewczyna zaśmiała się nerwowo.

-Michał. Już nie Marianna tylko Michał. Michał Lisowski. -Odparła, poprawiając czarne okulary kujonki, które odrobinę zsunęły się jej z nosa.

Prawdopodobnie otworzyłem wtedy buzię ze zdziwienia. Marianna stała się facetem? To przecież było niemożliwe, przecież jeszcze w liceum była typową kobietą. Chociaż, czy na pewno tak było? Nigdy się nie malowała, ubierała czasem męskie, za luźne na nią ubrania, nie interesowała się tym, czym dziewczyny się interesowały. Nie umawiała się też z chłopakami.

-Michał? -Powtórzyłem, jakby wypowiedzenie tego wszystkiego na głos miało sprawić, że zrozumiem.

Ale tak się nie stało. Nadal nic nie rozumiałem. Marianna, nie, Michał westchnął. Zobaczyłem smutek w jego pięknych, zielonych oczach i chciałem go pocieszyć. Nie obchodziło mnie w tym momencie, czy jest kobietą, facetem czy osłem. Nie chciałem tylko, żeby był smutny.

-Proszę chusteczki. Chociaż one już niezbyt pomogą. Może wezmę tą koszulkę i ci ją wypiorę a potem zwrócę? Albo oddam ci za nią pieniądze.- Mówił blondyn. -Ile mam ci oddać?

Wyciągnął portfel z kieszeni gotów zapłacić mi za wyrządzoną szkodę. Ja jednak powstrzymałem go i zwróciłem się do niego.

-Dlaczego zerwałeś ze mną kontakt?- Zapytałem, jakby to było dla mnie najważniejsze.

Widziałem po nim, że jest zmieszany, ale nie zamierzałem przestać. Nie teraz, kiedy w końcu mogłem poznać prawdę.

-Dlaczego wtedy płakałeś?- Spróbowałem dowiedzieć się chociaż tego, ponieważ na poprzednie pytanie nie uzyskałem odpowiedzi. -Czy zrobiłem coś nie tak? Bolało cię?

Powiedział coś bardzo cicho, więc poprosiłem go o powtórzenie tego głośniej tak, abym mógł usłyszeć. Nabrał powietrza i spełnił moją prośbę.

-Wtedy upewniłem się, że nie jestem dziewczyną. To tak bardzo mnie zabolało, że się rozpłakałem. Bałem się tego, że jestem inny i nie wiedziałem jak to przyjmą ludzie, na których mi zależy. Dodatkowo miałem wyrzuty sumienia, że cię wykorzystałem do tego, nie umiałem potem spojrzeć ci w twarz. Wstydziłem się tego i nadal się wstydzę. Przepraszam cię, Leon.

On też chciał się wtedy sprawdzić? Czy to możliwe, że pomogliśmy sobie wzajemnie odkryć siebie? Mimo, że się zraniliśmy i musieliśmy nauczyć się życia z wyrzutami sumienia i myślami, czy tak musiało być, to jednak pomogliśmy sobie, choć żaden o tym nie wiedział. Poczułem, że też muszę wyjaśnić Michałowi, jakie były moje motywy.

-Nie przejmuj się, ja też wtedy się sprawdzałem. Upewniałem się, czy jestem gejem. -Wyznałem.

Pokiwał głową ze zrozumieniem i spytał o wynik mojego eksperymentu.

-No, hetero to bym siebie nie nazwał.- Odparłem.

Wtedy chłopakowi przypomniała się moja poszkodowana koszulka i zaczął mnie ponownie za nią przepraszać, oferując wypranie jej lub oddanie za nią pieniędzy. Gdy odmówiłem po raz kolejny, chłopak zaproponował:

-To może chociaż dasz się wyciągnąć na kawę w ramach przeprosin?

Uniosłem brwi do góry.

-A co, chcesz mnie oblać jeszcze raz?- Spytałem.

Momentalnie wyraz twarzy Michała się zmienił na przerażony. Widocznie nie zrozumiał mojego żartu. Udało mi się go powstrzymać od wypowiedzenia nowej fali przeprosin i zgodziłem się na wspólną kawę.

-Teraz idziemy? Zlot przecież nadal trwa.- Zauważyłem.

Na moje słowa chłopak odpowiedział prychnięciem i celną uwagą:

-Nie udawaj, że chcesz tu być.

Takim oto sposobem pięć minut póżniej znaleźliśmy się w moim samochodzie, a po kolejnych dwudziestu siedzieliśmy w uroczej kawiarence. Każdy z nas powoli pił zamówiony napój, gdzie u mnie była to mocna, czarna kawa, a u blondyna twór kawopodobny, zepsuty ogromną ilością dolanego mleka i dosypanego cukru.

-To powiedz, co teraz robisz w życiu?- Zagadał Michał odkładając naczynie z którego pił na talerzyk.

-Jestem grafikiem.- Powtórzyłem drugi raz tego dnia.

Spowodowało to krótki śmiech u mojego rozmówcy. Spojrzałem na niego zdziwiony, oczekując wyjaśnień.

-Czyli poszedłeś w nowoczesność? Ja w przeciwieństwie do ciebie zostałem w przeszłości.- Powiedział dosypując do napoju jeszcze więcej cukru.

Milczałem, mając nadzieję, że sam rozwinie temat, jednak on tego nie zrobił.

-Co to znaczy, że zostałeś w przeszłości?- Spytałem.

-Jestem nauczycielem historii.- Zdradził.

Zdziwiło mnie to, że tak zamknięta na ludzi osoba postanowiła uczyć młodzież. Jednak Michał wydawał się być inną osobą niż Marianna, z którą chodziłem do klasy. Był bardziej otwarty, rozmowy które prowadził były bardziej swobodne, nie jąkał się. Czy tyle dało mu pozbycie się ciała, którego nie chciał i nie potrafił zaakceptować?

-Czyli zostałeś w szkole.- Zażartowałem.

Kąciki jego ust na chwilę wygięły się ku górze.

-Można tak powiedzieć.

Znowu zapanowała między nami cisza. Żeby nie było tak niezręcznie, oboje wypiliśmy trochę kawy.

-A powiedz mi, ciężko było ci dokonać korekty płci?- Walnąłem bez zastanowienia.

Spojrzałem na jego twarz, która nagle lekko pobladła. Jego myślo wydawały się być w zupełnie innym wymiarze. Już miałem przeprosić za zadanie tak osobistego pytania, gdy nagle Michał zaczął odpowiadać.

-To było straszne, ja nie miałem wtedy nikogo, bo jak wiesz nie jestem zbyt towarzyską osobą, a rodzice się mnie wyrzekli. Powiedzieli mi, że zabiłem ich córkę i że jestem opętany. Były takie chwile że chciałem albo ze sobą skończyć, albo wrócić do domu i powiedzieć im, że to był żart, ale wiedziałem, że życie w tym ciele mnie zabije.

Siedziałem naprzeciwko niego nie wiedząc, co mu mogę odpowiedzieć, albo w jaki sposób go pocieszyć. Nie znaliśmy się na tyle dobrze, żebym wiedział co Michał chce ode mnie usłyszeć. Jak dotąd jedynym co nas łączyło był fakt, że chodziliśmy razem do klasy i wspólnie spędzona noc.

-Ale jednak - dodał Lisowski- był to szczęśliwy czas, pełen oczekiwania na lepsze i nadziei. Byłem coraz bliżej bycia sobą.

Uśmiechnął się do mnie w niezwykle uroczy sposób, a ja nieudolnie odpowiedziałem mu tym samym. Wtedy jednak mój rówieśnik spojrzał na zegarek zawieszony na ścianie kawiarni i westchnął.

-Za chwilę będę musiał się zbierać, wiesz? Mam w domu tonę kartkówek i testów do sprawdzenia, a obiecałem dzieciakom, że oddam im to wszystko jak najszybciej. Chociaż klasa maturalna z rozszerzeniem humanistycznym pewnie by wolała, żebym ich prace zgubił, poszło im tak samk wybitnie jak zawsze.- Powiedział wzdychając.

Poczułem, że zbliża się czas pożegnania, którego tak bardzo się bałem. Obecność młodego nauczyciela historii dobrze na mnie wpływała, dlatego też nie chciałem, żeby sobie poszedł. W moim umyśle pojawiła się obawa, że jeśli pozwolę mu odejść teraz, to już więcej go nie zobaczę.

-Zobaczymy się jeszcze?- Spytałem pełen nadziei.

Spojrzał na mnje zamyślony, a moje serce zamarło, szykując się na odmowę i towarzyszącą jej kiepską wymówkę.

-No jasne. Przyjemnie mi się z tobą rozmawia.- Odpowiedział z uśmiechem.

Zapisał coś na małej karteczce, którą mi podał. Był to numer telefonu. Następnie zaczął się zbierać do wyjścia.

-Zaczekaj!- Zawołałem -A ty nie chcesz mojego numeru?

Spojrzał na mnie jakbym mówił do niego w innym, niezrozumiałym języku.

-A co, zmieniłeś ten, który miałeś w liceum na inny?- Spytał szczerze zdziwiony.

-Nie.- Odparłem zgodnie z prawdą.

-To nie rozumiem, skąd to pytanie. Przecież mam twój numer.

Po jego słowach wyszliśmy z kawiarni prosto na deszcz.

-Cholera, w tym kraju wiecznie coś pada.- Powiedział lekko zirytowany.

-Może cię podwieść do domu?- Zaproponowałem z nadzjeją.

Znowu się zaśmiał. Miał bardzo ładny śmiech, którego mógłbym słuchać godzinami. Tak samo jak jego głosu.

-Mieszkam blisko, dam sobie radę. To zwykły deszcz, jakby to był potop składający się ze Szwedów, to wtedy może bym cię poprosił o niewielką pomoc.- Zażartował.

Zawsze słyszałem, że żarty historyków są na innym, niezrozumianym dla przeciętnego obywatela poziomie, ale nic mnie nie przygotowało na to, że jest aż tak źle. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, na co mój rozmówca jedynie machnął ręką.

-W każdym razie chciałem powiedzieć, że nie musisz mnie podwozić. Spacer mi nie zaszkodzi, a jakbym spotkał agresywnych Szwedów grożących mi potopem to zadzwonię do ciebie. Mam przecież twój numer.- Powiedział blondyn dodając cicho, że nikt nie docenia jego żartów.

Następnie pożegnaliśmy się krótkim uściskiem dłoni, po czym historyk odwrócił się i ruszył przed siebie w deszczu. Przez chwilę obserwowałem jego oddalającą się drobną sylwetkę, ale w momencie gdy skręcił w jedną z uliczek i nie mogłem go dostrzec, pozostało mi jedynie wsiąść w samochu i pojechać do domu. Tak też zrobiłem.

Gdy byłem w mieszkaniu wziąłem szybki prysznic, aby ogrzać się po spotkaniu z mokrym i zimnym deszczem. Było to bardzo przyjemne i pozwoliło mi się zrelaksować. Potem wprowadziłem numer Michała do kontaktów w moim telefonie, wysyłając mu przy okazji wiadomość:

     "Żadnych potopów nie spotkałeś?"

Po krótkiej chwili, która dla mnie była niczym wieczność, otrzymałem odpowiedź:

     "Wolałbym rozbiory, potop i okupację naraz, jeśli tylko dzięki temu nie musiałbym sprawdzać testów"

Przypomniało mi to, że ja również powinienem zabrać się do pracy nad projektem grafiki do teklamy pewnej znanej firmy komputerowej. Z westchnieniem podszedłem do potrzebnego i sprzętu i zacząłem działać. Wpadłem w trans twórczy, z którego obudził mnie dopiero dźwięk przychodzącej wiadomości. Była od Michała, życzył mi dobrej nocy. Odpisałem mu i zerknąłem na zegarek. Było już po godzinie pierwszej w nocy. Lisowski miał rację, trzeba iść spać. Uznałem, że projekt dokończę rano i położyłem się do łóżka, które pierwszy raz wydawało mi się dziwnie puste.