sobota, 12 stycznia 2019

2



*Lis*
Usiadłem gwałtownie, gdy zostałem brutalnie obudzony przez dźwięk budzika, który był głośniejszy i bardziej złowieszczy niż Niemcy w czasie wojny. Żeby nie musieć słuchać tej potwornej melodii wygrzebałem telefon z łóżka i wyłączyłem alarm, spoglądając jednocześnie na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Została mi godzina do rozpoczęcia zajęć, co oznaczało, że moja znajoma z pracy, Felicja Ciesielska, wparuje do domu za niecałe pół godziny.
Na stojącym obok mojego łóżka stoliku położyłem wieczorem okulary, tam też ich zacząłem szukać. Już po chwili mogłem je przetrzeć kawałkiem materiału, a następnie założyć na nos. Świat stał się wyraźny, tak samo jak bałagan panujący w mojej sypialni. Wszędzie leżały książki, mapy i opakowania po jedzeniu. Ubrania zakrywały dywan, a wśród nich spoczywała porzucona gitara.
Ignorując to wszystko wstałem z łóżka zakładając papcie na bose stopy. Skierowałem się do kuchni, gdzie wygrzebałem mój ukochany kubek i nasypałem do niego kawy. W czasie gdy woda się gotowała, pochowałem do torby książki do historii oraz prace moich uczniów. Zawsze dziwiło mnie to, że tak zdolni ludzie zawsze mają problem na moich testach, które nie należały do najtrudniejszych.
Moje przemyślenia przerwało gwałtowne pukanie do drzwi. Szybko je otworzyłem, a do mojego domu wpadła niewiele starsza ode mnie wysoka, czarnowłosa dziewczyna, posiadająca duże oczy w kolorze morza. Felicja. Zamknąłem za nią drzwi a ona rozgościła się w kuchni.
-Sprawdziłam kartkówki mojej głupiej klasy i wyobrażasz sobie, że żaden z tych małych potworów nie napisał nic o dłoniach Wokulskiego?- Wyżaliła się.
Zapomniałem wspomnieć, że Felicja uczyła języka polskiego i była wychowawczynią klasy maturalniej. Oba te fakty sprawiały, że czasem trudno mi było ją zrozumieć. W sumie to rzadko kiedy ją rozumiałem, ale łączyła nas więź na innym poziomie. To właśnie ta zafascynowana fikcyjnymi bohaterami wariatka pomogła mi się zaklimatyzować w nowej pracy i zawsze mogłem liczyć na jej pomoc, czy to w życiu zawodowym, czy poza szkołą. Gdy okazało się, że mieszkamy blisko siebie, zaproponowała mi transport do szkoły w dni, kiedy pracę rozpoczynaliśmy o tej samej godzinie. Takim oto sposobem w poniedziałki, wtorki i piątki Felicja zjawiała się rano u mnie w mieszkaniu, razem jedliśmy zrobione przeze mnie śniadanie, a następnie jej niewielkim samochodem udawaliśmy się do pracy. Był to uczciwy i pasujący obu stronom układ.
-Ja sprawdziłem ich prace z mojego przedmiotu.- Powiedziałem, stawiając przed nią talerz z kanapkami, które ona natychniast zaczęła pożerać, jakby była Rosją a jedzenie Polską. -Poszło im okropnie jak zawsze. Mam wrażenie, że nie traktują mojego przedmiotu poważnie.
Przełknęła kanapkę, popiła sokiem i spojrzała na mnie poważnym wzrokiem.
-Oni po prostu nie wiedzą, że zaraz matura. Zostało im mniej niż rok czasu. Jest już październik. Ale oni tego nie rozumieją. Co roku to samo.- Wyszeptała ze smutkiem, jednak po chwili jej twarz się rozpogodziła. -Ktoś musi im przemówić do rozsądku. Ktoś kogo szanują i posłuchają. Zrobisz to dla mnie, prawda?
Zamarłem. Przecież dopiero co ustaliliśmy, że nie cieszę się u uczniów zbyt wielkim szacunkiem, a tu nagle czarnowłosa prosi o taką rzecz. Zaśmiałem się szyderczo.
-Jasne, a potem przekonam ich do ubrania czarnych koszul i razem ruszymy na Rzym. Nie ma szans, Feli.- Sprowadziłem ją na ziemię, albo przynajmniej próbowałem. Była trudnym przeciwnikiem.
Położyła mi dłoń na ramieniu, przerywając przy tym picie kawy.
-Ciekawi ich to, w jaki sposób prowadzisz swoje lekcje. Dodatkowo dziewczyny uważają, że jesteś uroczy, a chłopcy szanują fakt, że zawsze jesteś sprawiedliwy. Czasem odwrotnie, niektórzy chłopcy też się rumienią na twój widok.- Powiedziała, na co poczułem, że moja twarz się czerwieni. -Jeśli ktoś ma ich naprostować, to ty.
Mruknąłem coś o tym, że spróbuję i dokończyłem picie kawy. Gdy skończyłem zabrałem się do mycia kubka i talerza po kanapkach które pochłonęła Felicja. Następnie musiałem się ubrać, piżama wydawała się nie być dobrym strojem dla nauczyciela. Po chwili miałem na sobie czarne jeansy, biały, luźny podkoszulek z nadrukiem mojego ulubionego obrazu i czarne skarpetki ze szkieletami. Pozostawała jedynie kwestia wyboru między bordową bluzą z kapturem a zielonym swetrem.
-Ubierz bluzę.- Podpowiedziała Felicja wchodząc do mojej sypialni.
Usiadła na moim łóżku pijąc sok pomarańczowy. Kupiłem go tylko dlatego, że czarnowłosa była jego największą fanką.
-Ubierz bluzę. Będzie widać twoją koszulkę. A sweter pewnie miałeś na sobie wczoraj. No i przez resztę życia. Czy ty się urodziłeś w tym swetrze?- Zażartowała.
Posłuchałem jej rady i założyłem na siebie bluzę.
-Nie miałem wczoraj swetra.- Poprawiłem ją. -Ubrałem fioletową koszulę.
Zaczęła się śmiać i powiedziała:
-Fioletowa koszula, ale to męskie. Chciałeś podkreślić, że nie ważne co ubierzesz to nie jesteś już Marianną? Poznał cię tam ktoś na tym zlocie?- Spytała poważniejąc.
Westchnąłem.
-Nie siedziałem tam długo.- Przyznałem.- Eliza na wstępie mi powiedziała, że wolałaby, żebym bie przychodził. Rozmawiałem tylko z nią i z Leonem.
Oczy mojej koleżanki z pracy się rozszerzyły, sok przestał być dla niej ważny. Chociaż nie, nie było takiej siły, która by zmieniła jej uczucia wobec tego napoju.
-Z tym Leonem?- Upewniła się.- Poznał cię?
Pokiwałem głową, po czym wyjaśniłem:
-Wylałem na niego kawę a on spytał mnie czy jestem Marianną. Poprawiłem go. Rozmawialiśmy o tamtej nocy i wtedy on powiedział mi, że zrobił to ze mną tylko dlatego, że chciał się upewnić, że jest gejem.- Gdy to mówiłem, głos mi się odrobinę załamał.
Zanim w moich oczach pojawiły się łzy, Felicja szybko mnie do siebie przytuliła. Pozwiliłem jej na to, w jej objęciach czułem się bezpiecznie. Głaszcząc mnie po głowie zadała pytanie, które pewnie cisnęło jej się na usta od rana:
-Nie powiedziałeś mu, że już wtedy coś do niego czułeś?
-Jak to miało wyglądać? O, Leon, jesteś gejem? To super, bo ja uznałem, że jestem jednak facetem ale i tak mi się podobasz? I może jeszcze do tego zaproponować mu powtórkę z tamtej nocy? Na pewno byłby zadowolony.- Warknąłem, ale zaraz westchnąłem i się uspokoiłem.- Przepraszam, ty przecież nic złego nie zrobiłaś. Jedźmy już do szkoły.
Oboje ubraliśmy buty i ruszyliśmy bez słowa do jej samochodu. Oczywiście Felicja kierowała, ja nie widziałem sensu w robieniu prawa jazdy. Przerażała mnie wizja prowadzenia samochodu. Autobusy przecież też były fajną opcją. Albo spacer, nawet w deszczu, tak jak wczoraj.
Nawet nie zauważyłem kiedy dojechaliśmy pod znienawidzony przez uczniów budynek. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę pokoju nauczycielskiego.
-Z kim masz pierwszą lekcję?- Spytała.
Chwilę mi zajęło przypomnienie sobie mojego planu zajęć, ale udało się.
-Z twoją klasą. Pewnie nie przyjdzie zbyt wiele osób. Jest poniedziałek rano i do tego lekcja historii.- Powiedziałem.
Jako że nie potrzebowałem niczego to pod pokojem nauczycielskim życzyłem mojej koleżance powodzenia, po czym udałem się pod klasę historyczną. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, kładąc torbę pod tablicą. Usiadłem przy biurku i spojrzałem się w okno zastanawiając się nad tym, w jaki sposób mogę spełnić prośbę czarnowłosej. Nie usłyszałem dzwonka, więc uczniowie wchodzący do klasy mnie zaskoczyli, jednak nie poruszyłem się. Dopiero gdy wszyscy zajęli swoje miejsca podniosłem na nich wzrok i wstałem. Powoli chodziłem między ławkami, a oni bacznie obserwowali każdy mój ruch. Po trzech minutach jedna z bystrzejszych uczennic nie wytrzymała i podniosła rękę, jednocześnie zadając pytanie:
-Proszę pana, czy coś się stało?
Zatrzymałem się i spojrzałem na nią. Niska, fioletowowłosa Kamila. Liderka klasy, która co roku jakimś cudem miała świadectwo ozdobione czerwonym paskiem.
-Pytasz, czy coś się stało?- Powtórzyłem głosem pozbawionym emocji.
Poruszyła się nerwowo na krześle, a w klasie zapanowała grobowa cisza. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę i zatrzymałem się przy jej ławce.
-Tak, zachowuje się pan lekko niepokojąco.- Wyjaśniła jąkając się.
Westchnąłem, odwróciłem się od niej i ponownie usiadłem przy biurku.
-Dzisiaj nie będzie historii.- Oznajmiłem, na co klasa nagle się obudziła, protestując.
Przekrzykiwali się, próbując się dowiedzieć z jakiego powodu. Ponownie Kamila przejęła dowodzenie uciszając wszystkich. Gdy jej się to udało wstała i jeszcze raz zwróciła się do mnie.
-Czy źle się pan czuje? Mam może zawołać pielęgniarkę?- Dopytywała.
Machnąłem lekcewarząco ręką.
-Pielęgniarka tu nie pomoże, to coś poważniejszego.- Powiedziałem nadal nie pokazując im emocji.
Wymienili między sobą zdumione i zmartwione spojrzenia.
-Źle się czuję, bo wasza wychowawczyni nie daje sobie z wami rady. Ba, żaden nauczyciel nie potrafi nakłonić was do współpracy. Sprawdziłem wczoraj wasze prace. Rozumiecie to? Wyszedłem wcześniej z bardzo ważnego spotkania tylko po to, żeby się dowiedzieć, że macie mnie po prostu gdzieś i nie jesteście w stanie nawet zajrzeć do zeszytu przez lekcją, o ile zeszyt posiadacie.- Wyjaśniłem.
-Proszę pana, my przepraszamy.- Kamila próbowała ratować honor klasy, ale przerwałem jej podniesioną ręką.
-Teraz ja mówię. Wyobraźcie sobie, że za każdym razem okłamujecie wszystkich dookoła siebie. Rodziców, nauczycieli, kolegów, siebie samych. Co sprawdzian mówicie, że umiecie, albo że coś tam udało wam się zapamiętać.- Chcieli zaprotestować, jednak nie dałem im dojść do głosu.- Wyobraźcie sobie związek dwojga ludzi. Jednego z nich nazwijmy Maturzysta, drugiego Matura. Jeśli Maturzysta będzie okłamywał Maturę, to jak myślicie, ten związek będzie udany?
Pokręcili głowami.
-A z drugiej strony, jeśli Matura nagle zacznie wymagać od Maturzysty czegoś, czego on nie umie zrobić, to czy Maturzysta da radę czy się podda?-Zadałem kolejne pytanie.
Ty zdanie klasy było podzielone, ale jeszcze nie to było tym, do czego zmierzałem.
-Więc co muszą zrobić, żeby każdy z nich był zadowolony?- Zapytał klasowy dres siedzący przy oknie.
Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że w końcu ktoś musi na to wpaść. Wstałem, wziąłem kredę w dłoń i napisałem na tablicy drukowanymi literami słowo "związek", a pod nim pytanie "jak się przygotować?".
-Moi drodzy, jak przygotowujecie się do bycia z kimś w związku?- Zapytałem.
-Dowiadujemy się czegoś o tej osobie.
-Musimy tego kogoś kochać i on musi kochać nas.
-Musimy zaakceptować wady i zalety tej osoby i się jakoś dogadać.
Każdą z tych odpowiedzi zapisałem na tablicy szczęśliwy, że w końcu zaczęli współpracować. Gdy skończyłem, odwróciłem się do nich.
-Wyjaśnijcie mi, moi drodzy, dlaczego w takim razie nie podejdziecie w ten sposób do matury?- Doszedłem do sedna sprawy.
Zapadła cisza, słyszałem ich oddechy, widziałem poczucie winy na ich twarzach. Jednak oczywiście, jak w każdej klasie i tu znalazła się grupa buntowników.
-Panu łatwo tak mówić, porównywać maturę do związku. Ale szczerze mówiąc, to wolę nie mieć matury niż tak jak pan skończyć sam, bez nikogo. Co, sypia pan ze swoim świadectwem maturalnym? Macie psa i dzieci?- Zapytał zdenerwowany Teodor, członek szkolnej drużyny piłkarskiej.
Przyznam, że trochę mnie to zabolało, że jestem w ten sposób odbierany. Jednak nie mogłem tego pokazać po sobie, musiałem rówież zwrócić uwagę złośliwemu uczniowi.
-Teodor, jeszcze jeden taki tekst w moim kierunku, a obiecuję ci, że spotkamy się u dyrektora.- Powiedziałem spokojnie.- Jestem twoim nauczycielem i masz mieć do mnie szacunek.
Po jego twarzy widziałem, że stracił kontrolę nad sobą i przygotowałem się na kolejną zaczepkę z jego strony. Nie zdziwiłem się, gdy zaczął się śmiać. Nie zdziwiłem się, gdy dołączyło do niego trzech jego kumpli. Ale nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak bardzo trzeba być niedojrzałym, żeby mówić do kogoś w taki sposób, w jaki on następnie zwrócił się do mnie.
-Szacunek?- Zapytał ze śmiechem.- Do takiego pedała jak pan nie mam szacunku, nawet na akceptację z mojej strony nie może pan liczyć.
Czasem bardziej niż poniedziałków i końca unii polsko-litewskiej nienawidziłem faktu, że jestem tak drobny i niski, a do tego młody. Moja postawa nie budziła respektu, czego owoce miałem teraz przed sobą.
-Kamila, moja droga, idź proszę po dyrektora.- Poleciłem uczennicy.
Ona szybko wybiegła z ławki i ruszyła do gabinetu mojego szefa.
-Co, jemu też pan dupy dawał?- Ciągnął Teodor, ale tym razem już nikt się nie śmiał przez jego żart. Zrozumieli, że sytuacja stała się poważna.
Po chwili do klasy wszedł dyrektor Olejnik w towarzystwie Kamili, która musiała mu wszystko po drodze wyjaśnić, ponieważ od razu zawołał do siebie przeszkadzającego mi w prowadzeniu lekcji ucznia. Ten niechętnie wstał i wyszedł z klasy.
-Panie Lisowski, pana również proszę ze mną.- Powiedział pan Olejnik.
-Dobrze panie dyrektorze. -Zwróciłem się do klasy.- Lekcja skończona. Liczę, że zmienicie swoje podejście do matury.
Sprawa została wyjaśniona w ten sposób, że Teodor dostał naganę od dyrektora i nakaz publicznego przeproszenia mnie, co przyjąłem niezbyt entuzjastycznie. Wolałbym po prostu zapomnieć o tej sytuacji. Na przerwie aby trochę ochłonąć zaszyłem się w pokoju nauczycielskim, jednak nie było mi dane długo cieszyć się ciszą i spokojem, ponieważ już po chwili wpadła tam Felicja, wraz z Adrianem Skorupą, który był nauczycielem wychowania fizycznego i chemiczką, Justyną Paluch. Ta ostatnia zamknęła za sobą drzwi.
-Słyszeliśmy co się stało na twojej lekcji.- Zaczął Adrian.
Był on wysokim blondynem, z krótko obciętymi włosami i brązowymi oczami. Jak przystało na sportowca był umięśniony, po pracy chodził na siłownię i grał w koszykówkę.
-Sprawa na szczęście już się rozwiązała.- Uspokoiłem ich.
Byłem najmłodszy z całego grona pedagogicznego i czasem czułem się tak, jakby ta trójka traktowała mnie jak swojego młodszego brata a nie współpracownika.
Justyna, ognistowłosa kobieta o intensywnym, zielonym spojrzeniu westchnęła i powiedziała:
-Te dzieciaki są coraz gorsze. Jeszcze chwila i zaczną nas jawnie prześladować.
Zrozumiałem, że przez nas miała na myśli mnie. Było to przykre, jako jedyny nie potrafiłem zapanować nad uczniami tylko z tego powodu, że chciałem być dla nich miły.
-Nie jest tak źle, to pierwszy taki przypadek. Ale nie powiem, było to równie przyjemne jak nieudane, polskie powstania.- Zmusiłem się do uśmiechu aby ich nie niepokoić.
Aby zmienić temat Adrian zapytał o moje wczorajsze spotkanie ze starymi znajomymi z klasy, kładąc nacisk na spotkanie z Leonem. Opowiedziałem mu wszystko, bo gdybym tego nie zrobił, to by mnie zamęczył. Przez to nie zauważyłem, kiedy do pokoju nauczycielskiego wszedł Patryk Marzec, nauczyciel wiedzy o społeczeństwie. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nienawiści.
-Słyszałem, że mój ulubiony uczeń ma przez ciebie problemy, za powiedzenie prawdy. Lepiej, żeby się to nie powtórzyło, bo szkoła może przestać być dla ciebie przyjaznym miejscem.- Warknął i wyszedł, zabierając potrzebne mu rzeczy.
-Niech ten dzień się już skończy.- Poprosiłem.
Adrian oczywiście natychmiast chciał ruszyć za Marcem, jednak go powstrzymałem mówiąc, że przecież nie chcemy tu robić powtórki z bitwy pod Grunwaldem. Zgodził się ze mną, a dalszą rozmowę przerwał nam dzwonek. Rozluźniłem się lekko, ponieważ miałem teraz w planie lekcję wychwawczą z moją klasą, licealną pierwszą "a". Mieliśmy się zając planowaniem wycieczki integracyjnej, która miała obejmować trzy dni przyszłego tygodnia. Każdy mówił, co chciałby zobaczyć w mieście do którego mieliśmy się udać i razem wybieraliśmy, które propozycje są najlepsze i najbardziej możliwe do zrealizowania. Lubiłem moją kasę, uczniowie byli spokojni i dobrze się uczyli. Byli rówież wspaniałymi ludźmi. Na początku roku oznajmiłem im, że są moją pierwszą klasą i że w niektórych kwestiach wychowawczych mogę wypaść gorzej, na co oni zadeklarowali, że zawsze mi chętnie pomogą.
Zauważyłem jednak, że atmosfera między nimi jest inna niż zawsze.
-Czy coś się stało, moi drodzy?- Spytałem, odkładając plany na wycieczkę na bok.
-Marysia i Hania się pokłóciły.- Powiedziała mi siedząca najbliżej mnie piegowata Zosia.
Spojrzałem na dwie pokłócone przyjaciółki. Rzeczywiście, ignorowały wzajemnie swoją obecność. Jako wychowawca musiałem się tym zająć. Okazało się, że dziewczyny pokłóciły się o to, że jedna okłamała drugą.
-Najlepszym rozwiązaniem dla was, jest rozmowa. Tylko obie musicie zachować spokój i być otwarte wzajemnie na swoje argumenty. I więcej się nie okłamujcie, to nie ma sensu. -Powiedziałem.
Reszta dnia w pracy upłynęła mi wyjątkowo spokojnie i szybko, już po godzinie trzynastej mogłem udać się do domu. Szedłem na nogach, a oczywiście padał deszcz. Po drodze wstąpiłem do księgarni, aby odebrać zamówione książki i przy okazji zrobiłem zakupy w sklepie spożywczym. Mieszkałem sam, więc wszystkie obowiązki domowe musiałem wykonywać osobiście.
Gdy w końcu dotarłem do domu byłem cały przemoczony i modliłem się, żeby nie dostać kataru. Wziąłem prysznic i przebrałem się w suche ubrania, po czym nie mając siły na nic rzuciłem się na łóżko. Wziąłem do ręki telefon i znalazłem numer do Leona.
"Dzisiejszy dzień był tak beznadziejny, że chyba nic nie jest w stanie poprawić mi humoru. A ty jak się trzymasz?"
Potrzebowałem rozmowy, tylko dlatego napisałem do niego wiadomość. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać.
"Co powiesz na wino? Mam dwie butelki w domu i mogę do ciebie wpaść."
Jego propozycja była bardzo kusząca, ale gdzieś z tyłu głowy pojawiły się myśli, że nie powinienem pić, bo jutro rano muszę wstać do pracy. Postanowiłem je zignorować, a Leonowi wysłałem mój adres. Już po dwudziestu minutach był w moim mieszkaniu. Najpierw przyjżał się mi, wtedy pożałowałem, że ubrałem tą ogromną koszulkę i dresy, a następnie mojemu mieszkaniu, a mi się przypomniało jak wielki syf w nim panuje.
-Przepraszam za bałagan, ale na prawdę nie mam już na nic siły.- Wyznałem, prowadząc go do salonu.
Usłyszałem za sobą jego śmiech. Położył butelki z winem na stole, po czym wyjął z reklamówki jeszcze wódkę.
-Właśnie po to tu jestem.- Powiedział.
Przeklinałem moją słabą głowę za to, że po niedługim czasie byłem kompletnie pijany. Mój towarzysz był bardziej trzeźwy ode mnie, ale do ideału i tak było mu daleko.
-Jakiś głupi dzieciak zwyzywał mnie dzisiaj od pedałów, czaisz?- Powiedziałem chwiejąc się lekko.- Mnie. Swojego wspaniałego nauczyciela. I przy całej klasie gadał, że daję dupy staremu dyrektorowi. Ja nie wiem, jak ja się jutro tej gównażerii pokarzę. Wstyd mi jest, Leon, wstyd.
Spojrzał na mnie zaskkczony.
-Dzieciak cię zwyzywał na lekcji?- Upewnił się.
-A mało tego po nim zrobił to inny nauczyciel, ale ten gnojek to mnie akurat interesuje tyle, co Polska Francję na drugiej wojnie.- Wyznałem, ale widziałem, że mnie nie rozumie, dodałem.- W sensie wcale. Tak jak ty się znasz na historii. Wcale.
Sięgnąłem po butelkę z alkoholem, ale Leon mnie powstrzymał. Spojrzałem na niego jak na wroga ludzkości, a przynajmniej miałem nadzieję, że moje spojrzenie tak wyglądało.
-Tobie już wystarczy.- Powiedział.
-O ty, ja tu cię zapraszam a ty chcesz pić beze mnie?- Oskarżyłem go.- Tak właśnie z wami jest, zawsze mnie wszyscy zostawiacie. Zawsze. Jak was potrzebuję to was nie ma. Jak człowiek chce się zabić to też nie ma go kto powstrzymać, jak się ma depresje to nikt nie pomoże, jak trzeba na leki pożyczyć to nie ma od kogo. Tylko jak nie ma u kogo pić albo ma się ochotę na seks to nagle jestem potrzebny.- Wymamrotałem niewyraźnie.
-Michał, jesteś pijany i gadasz głupoty. Chodź spać.- Próbował zmienić temat, zapewne aby ukryć poczucie winy.
Wyciągnąłem w jego kierunku palec wskazujący i kontynuowałem moją oświeconą przemowę.
-Ty jesteś taki sam jak wszyscy. Czego chcesz ode mnie tym razem, okupancie? Chcesz się do mnie dobrać? Już raz to zrobiłeś, a ja i tak jestem brudny i bezwartościowy. Okrutny zaborco, raz ci nie wystarczył?
W odpowiedzi westchnął i wziął mnie na ręce. Przeniósł mnie do mojej sypialni i położył na łóżku.
-Idź spać, Lisowski. Jutro praca.- Powtórzył, jakbym za pierwszym razem go nie zrozumiał.
-Będzie jak rozkażesz, okupancie, ale pójdziesz spać ze mną. Potrzebuję się przytulić, a ty jesteś taki wielki i miękki, że idealnie się do tego nadajesz.- Zarządałem.
Westchnął i położył się obok, a ja natychmiast się w niego wtuliłem. Zostałem obdarowany całusem w czoło, po czym niemal natychmiast usnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz